sobota, 16 listopada 2013

Recenzja: Asphalt 8: Airborne

Od premiery najnowszego wydania serii Asphalt minęło może kilka miesięcy, i mimo, że początkowo był on płatny (choć kosztował niewiele - trochę ponad 3zł), wydawca Gameleoft szybko go przecenił do wersji darmowej. Nie wiem, czy osoby, które zapłaciły za grę zaraz po premierze mają z tego jakieś korzyści, ale wygląda na to, że nie.


Sama gra, poza usprawnieniami grafiki i fizyki samochodów niewiele się różni od swojej wersji z numerkiem 7, więc jeśli ktoś grał we wcześniejszą edycję, momentalnie załapie konstrukcję gry.
Warto wspomnieć, że gra oczywiście nie aspiruje do miana symulatora, jednak osoby wrażliwe na poprawne odwzorowanie rzeczywistości będą się męczyć oddawanymi przez nas skokami na wysokość kilku pięter i na długość kilku kilometrów za kierownicą amerykańskich sedanów, które prawdopodobnie rozpadłyby się po oderwaniu od ziemię na niecały metr.
Właśnie owe wymyślne skoki są największą nowością w porównaniu do starszej wersji.

Po wejściu do gry wita nas przeładowane i i nieczytelne menu, potrzebujemy więc chwilę, by się z nim zapoznać, zanim przystąpimy do rozgrywki.
Same tryby gry nie wyróżniają się niczym odkrywczym, mamy tryb kariery w single player, multi player z obcymi osobami na jakimś serwerze oraz rozgrywką przez wifi.
Własnie owa rozgrywka przez sieć wifi zasługuję na szczególną pochwałę, podczas moich testów urządzenie drugiego gracza było wykrywane bezproblemowo, ustawienie detali wyścigu proste, a sama rozgrywka bardzo płynna. Fajną sprawą jest synchronizacją muzyki lecącej w tle, więc mając do dyspozycji kilka urządzeń i zakładając że trafi się jakiś przyjemny kawałek (akurat trafił się lubiony przeze mnie Queens of the Stone Age) klimat gry jest zaskakująco przyjemny, a gra z żywym człowiekiem na przeciwko przynosi chyba najwięcej satysfakcji.
Smutnym aspektem natomiast jest to, że do gry w multi playerze mamy dostępne tylko samochody i usprawnienia odblokowane wcześniej w trybie kariery, więc jeśli uda nam się namówić kogoś do grania z nami przez wifi świeżo po pobraniu gry, będzie miał dostępne tylko podstawowe samochody w najsłabszej konfiguracji, co wymusi na nas dostosowanie się, jeśli będziemy chcieli grać na równym poziomie i nie pozwoli wykorzystać ciężko odblokowanych samochodów.

Gama samochodów w grze jest bogata, jednak europejczycy szybko zauważą, że twórcy bazowali wyłącznie na rynku amerykańskim, przez co zamiast grać samochodami znanymi z ulic swojego miasta, będzie grał amerykańskimi sedanami lub suvami typu Cadillac , które, umówmy się, nie są projektowane i wykonywane z takim gustem jak np. samochody włoskie czy nawet niemieckie.

Dopracowane i szczegółowe są także trasy, jednak nie zawsze są piękne. Czasem sprawiają wrażenie przesyconych zbędnymi detalami, co czyni je aż mdłymi. Klimat miast i terenów, na których się ścigamy został jednak odwzorowany w stopniu zadowalającym.

Chciałbym także zwrócić uwagę na największą bolączkę gry, którą, moim zdaniem, jest kompletnie niedopracowany system kolizji z innymi autami. Deweloper jakby nie zdając sobie sprawy, że jest to po prostu "spieprzone", uraczył nas nawet specjalnym trybem eliminacji innych graczy przez kolizję. System zderzeń działa zupełnie losowo, nieraz zaliczenie konkretnego dzwona nie skutkuje zupełnie niczym, a czasem, zdawało by się, niegroźnie otarcie z innym graczem kończy się "zwrakowaniem" samochodu, również losowo; przeciwnika lub naszego.

Podsumowując: gra jest kompletna, pełna tras, samochodów i trybów rozgrywek, jednak małe niedopracowania nieco psują nasz zachwyt nad nią.

Na koniec mała anegdota: Nie nie mówi się "Asfalt", tylko afroamerykanin

Warto także zwrócić uwagę, że gra zajmuje ponad 1,5gb więc niektórzy pewnie będą musieli zwolnić na nią miejsce, także warto ściągać ją, będąc w zasięgu dobrego wifi, by nie czekać zbyt długo lub nie marnować cennego pakietu.

Gra do pobrania w Play i Appstore


piątek, 15 listopada 2013

Burger

Wielu z was zapewne lubi burgery. Inni, z kolei, prawdopodobnie nienawidzą wszystkich sieci fast-foodów sprzedających takie "jedzenie". Ja mam tylko nadzieję, że katolicy, nie uznają opublikowania tej recenzji w piątek za obrazę, jakąś prowokację do złamania narzuconego wiele lat temu, z powodów nieobecnych w dzisiejszych czasach, postu.


Na ekranie tytułowym, jak widać, wita nas kelnerka, stylem iście z tzw. "chińskich bajek". Ups, znów mogłem się komuś narazić. Lepiej przejdę do meritum recenzji.

Dostępne są trzy tryby gry: tryb kariery, tryb czasowy oraz burger creator. W pierwszym z nich, nasze zadanie polega, oczywiście, na przygotowywaniu burgerów i tego, co zamawiają klienci: oprócz kanapek są to np. lody, napoje, frytki. Uściślając - tylko kanapki przygotowujemy, pozostałe produkty są gotowe, po prostu kładziemy je na tacy.

Postęp kariery przedstawiony jest w formie kalendarza. Codziennie musimy zdobyć wyznaczoną ilość punktów. Kanapki tworzymy z dostępnych składników, przestrzegając instrukcji zamówienia - ważna jest nawet kolejność składników. Czas na przygotowanie danego zamówienia jest ograniczony, nie jest jednak trudno się w nim zmieścić. Również 'dzień pracy' jest ograniczony czasowo - trwa około minuty.


Tryb czasowy polega na wykonywaniu zamówień, jak sama nazwa wskazuje, jak najszybciej. Dostępne są wszystkie składniki i 45 sekund. Za poprawne skompletowanie jedzenia na tacy otrzymujemy premię czasową. 

Ostatni tryb, czyli burger creator, daje nam pełne pole do popisu. Nie dość, że dostępne są wszystkie składniki, w naszą kanapkę możemy upchać, co tylko chcemy. Następnie, możemy zrobić zdjęcia, które później możemy przeglądać w galerii dostępnej z menu głównego i zapisać na naszym urządzeniu. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby spędzić dużo czasu projektując kanapki, ale może po prostu nie mam w sobie pasji prawdziwego kucharza. Tylko dlaczego taki człowiek, miałby pracować w fast-foodzie? Jeśli zauważymy np. błąd w, że tak powiem, konstrukcji naszego dania, zawsze możemy cofnąć dany składnik.


Gra dostępna jest w AppStore w wersji uniewrsalnej, za darmo.





czwartek, 14 listopada 2013

iOS 7.0.4

Apple udostępniło dziś nową wersję oprogramowanie iOS oznaczoną numerkiem 7.0.4.

Nie zawiera ona zbyt wielu usprawnień, możemy przeczytać, że zawiera poprawki błędów, w tym tych związanych z usługą FaceTime oraz inne udoskonalenia.

Facebook Messenger w zupełnie nowej odsłonie

W nocy pojawiła się aktualizacje aplikacji Messenger na iOS i Android, z której korzystanie narzuca nam ostatnio Facebook coraz bardziej. Pierwsze wrażenie? Używając preferowanej przez Steve Jobsa terminologii, powiedziałbym, że było gówniane.

Zmiany zaczynają się już od ikonki aplikacji, która tak samo jak program otrzymała wygląd komponujący się z iOS 7. Zmiany jednak nie kończą się na wyglądzie.

Uruchamiając pierwszy raz zaktualizowaną wersję mamy możliwość dodania do FB naszego numeru telefonu – dzwonienie możliwe jest teraz z poziomu aplikacji, możemy korzystać z sieci Wi-Fi lub sieci komórkowej. Po rozmowie mamy możliwość ocenienia jakości połączenia. W moim przypadku, chociaż korzystałem z dobrego łącza Wi-Fi, była bardzo słaba. 

Oprócz tego, z okienka rozmowy ze znajomym mamy również możliwość podglądu zdjęć, przejścia na jego oś czasu i wyciszenia – na stałe, na godzinę lub do 8:00. Wciąż brak możliwości bardziej dowolnego ustawienia tej opcji, szkoda. Cieszy natomiast brak na liście osób, z którymi czat wyłączyliśmy. Szybki dostęp mamy również do zdjęć, które wysłaliśmy w przeszłości danej osobie.


Wygląd czasu jest zbliżony do tego znanego z iMessage z kilkoma różnicami – pojawiają się awatary, a chmurki z tekstem są bardziej kwadratowe, wypełnione jednolitym kolorem, a nie gradientem. Pojawiły się także nowe dźwięki np. wysyłania, czy odbierania wiadomości. Jeśli chodzi o ten drugi to pierwszy raz usłyszałem go przez założone słuchawki i nie był zbyt przyjrmny dla ucha, wręcz przeszywający.

To, co opisałem powyżej, dostępne jest w podmenu „niedawne”. Obok znajduje się przycisk „osoby”. Które, niestety, podzielona są na dwie listy: „Messenger” i „Aktywni”.  Trudno zrozumieć sens osobnej listy zawierającej jedynie osoby, które korzystają ze specjalnej aplikacji Facebooka do wiadomości. By sprawdzić, czy dany znajomy jest akurat aktywny musimy otworzyć rozmowę. Z kolei na drugiej liście mamy dostępne aktywne kontakty. Obok zielonego kółeczka wskazującego na aktywność znajomego pojawia się, niezbyt przydatna dla nas informacja, o tym, czy właśnie korzysta z komputera („Internet”), czy np. telefonu („urządzenie przenośne”). Dodatkowo, w obu tych listach, awatary przysłonięte są ikonką wskazującą, czy dana osoba zaczęła już używać aplikacji Messenger. Jeśli nie, to w oknie konwersacji widnieje przycisk „Zaproś”.



Jest też wyszukiwarka kontaktów, obejmujące jednocześnie obie listy oraz druga wyszukiwarka, pozwalająca nam szukać po numerze telefonu (i w przypadku jego braku zaprosić do aplikacji). To, jak i funkcja dzwonienia pokazuje, że Facebook chce by jego portal był bardziej wszechstronny, konkurował nie tylko z innymi komunikatorami, ale również np. z usługą FaceTime (jak na razie, co prawda tylko audio, ale nie zdziwiłbym się, gdyby wkrótce wprowadził możliwość wideorozmowy - w końcu Google już to ma).


Aplikacja w wersji uniwersalnej dostępna jest za darmo w AppStore. Wszystkie zdjęcia pochodzą również z tej strony - mimo, że Facebook nie ma wiele wspólnego z prywatnością, nie chciałem wykorzystywać tu danych znajomych.

Zanim zakończę, nawiąże jeszcze do naszego postu z nocy, w którym Bundz wspominał o negatywnych opiniach dotyczących nowej odsłony Messengera. Kolejny raz okazuje się, że ile ludzi, tyle opinii - recenzje w AppStore są o wiele bardziej pozytywne. Choć być może to dlatego, że użytkownicy, którzy je ocenili są już po prostu przyzwyczajeni do stylu iOS 7?


Ciekawostka: Nowy Facebook Messenger i negatywne opinie na jego temat

Facebook niedawno wyłączył możliwość korzystania z czatu w swoim kliencie Facebook i zmusił użytkowników do pobrania aplikacji Messenger, jeśli nie korzystali z niej do tej pory. Wczoraj ta aplikacja otrzymała sporą aktualizację, przystosowującą tego klienta do stylistyki ios7.

Co ciekawe, taki sam wygląd otrzymał również klient na Androida, co spowodowało falę niezadowolenia w komentarzach. Pozostaje czekać na rozwój wypadków, jednak jest mało prawdopodobne, by Facebook przejął się malejącą oceną w sklepie i powrócił do starej stylistyki, która jak widać, przypadła użytkownikom do gustu o wiele bardziej, niż ta z nowego ios.

Z samą aplikacją, jak i opiniami, można zapoznać się oczywiście samemu w Play

wtorek, 12 listopada 2013

Recenzja: Bitter Sam


Bitter Sam to kolejna minigra, która szturmem zdobywa wysokie pozycje w sklepie Play.
Fabuła nie jest dziełem pierwszorzędnego pisarza kryminałów i ma średni związek z samą rozgrywką, ale możemy się z nią zaznajomić, oglądając niespełna minutowy filmik na stronie gry w sklepie. Mianowicie główny bohater (prawdopodobnie żuk, lecz nigdzie nie jest to powiedziane wprost) przez całe życie szedł ze swoją skwaszoną miną, aż pewnego dnia został porwany do laboratorium, gdzie jest poddawany eksperymentom.

Naukowcy opuszczają naszego Sama na nici przez tor naszpikowany przeszkodami, a naszym zadaniem, przy użyciu żyroskopu, jest takie sterowanie bohaterem, by tych przeszkód uniknął i pozostał przy życiu.
Sterowanie jest proste, gra nie jest wymagająca, a w opcjach możemy jedynie wyłączyć muzykę i dźwięki gry.
Niestety nie można przełączyć na sterowanie dotykowe lub klawiszowe, więc jeśli nasze urządzenie (np. netbook z Androidem) nie ma żyroskopu, gra będzie dla nas niegrywalna.
Możemy także poszpanować osiągnięciami wśród znajomych, do czego wymagane jest połączenie się z kontem Facebook lub G+.
Niestety udręka Sama nie zapowiada się skończyć szybko, ponieważ z opisu gry dowiadujemy się, że deweloper przygotował dla nas 100 poziomów do przejścia. Sam Żuczek wydaje się zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ moment jego śmierci jest jedynym, w którym możemy zobaczyć uśmiech na jego twarzy.

Gra do pobrania w Sklepie Play i AppStore.